5.06.12 - Szturm Twierdzy Zamość 2012

Właśnie zaczyna się mój trzeci sezon w karierze rekonstrukcyjnej. Jak to co roku o tej porze bywa, organizowana jest na wschodzie Polski impreza historyczna nosząca dumną nazwę "Szturm Twierdzy Zamość".




Impreza, która rozpoczyna się w deszczowy Dzień Dziecka mogłaby mieć wiele do życzenia, jednak w tym roku nie można zarzucić niczego, oprócz dość wietrznej pogody. Moi dzielni krakowiacy wyruszyli z grodu o godzinie 19, aby po 1 w nocy znaleźć się pod zamojską twierdzą czekając na sprzyjający moment, aby napić się piwa. Gdy około godziny 4 zgasły reflektory, a namioty były postawione, mogliśmy spokojnie udać się na drzemkę, która z racji późnej (a może wczesnej) pory nie mogła trwać długo. Po przebudzeniu, jak to na prawdziwych sarmatów przystało, udaliśmy się do pobliskiej karczmy, aby uczcić nasz przyjazd w te piękne rejony.  Po obfitym browarze udaliśmy się na przemarsz  ulicami miasta. Towarzyszył nam po raz pierwszy nasz dziesiętnik oraz dźwięk werbla, przypominający o nierówno stawianych krokach. Gdy powróciliśmy do obozu mieliśmy chwilę czasu na okiełznanie naszego podartego namiotu, a także postawienie na nogę odfruwającego hetmana. Gdy to uczyniliśmy  nie pozostało nam nic innego, jak kibicowanie uczestnikom turnieju łuczniczego oraz bojówki.

***

Bitwa. Coś na co wszyscy rekonstruktorzy (i widzowie) czekają najmocniej. Seria wybuchów, szczęku szabli i odgłos przeskakujących migawek w aparacie. Wszystko pięknie, tylko sceneria nie ta. Gdzie te pola, gdzie te lasy, gdzie ta dzicz... Zamiast tego mamy widzów i aparaciarzy oczekujących na jak najmocniejsze wrażenia. A tych zamojska bitwa nam nie oszczędziła. Oprócz wielu armatnich i muszkieterskich wystrzałów obserwowaliśmy starcia pikinierów, piechoty oraz kawalerii, która pojawiała się przed obiektywem w najmniej spodziewanych momentach. Poprzez całe to bitewne zamieszanie całkowicie mi umknęło, kto zwyciężył, ale czy teraz ma to jakieś większe znaczenie? :D
Wieczorna bitwa przyniosła nieco inne wrażenia. Całość dosłownie iskrzyła, a twierdza nieomal poszła z dymem. Nie było to może tak efektowne jak rok temu, kiedy siedziałam pod mostem i obserwowałam postaci walczących wyłaniające się z ciemnych czeluści dymu, jednak całość była oszałamiająca.

***

Uczta. Kazamaty w twierdzy należą do dość specyficznych miejsc, w których miałam okazję balować. Do ceglanej sali prowadzi kręty, wąski, a w niektórych momentach za niski korytarzyk. Na miejscu czekały na nas półmiski z wędlinami "mięsny jeż" oraz bochenki chleba. Potem na stoły weszły 2-miesięczne muflony (takie kozo-barany). Mięsa to to miało tak na koniec języka, ale nie wiem jak smakowały, ze względu na to, że ich nie próbowałam. Zasmakowałam natomiast bigosu, który był niczego sobie.  Piwo było darmowe i lało się strumieniami. Nie wiem czemu większość osób zmyła się stamtąd po godzinie. Właściwie nasza ekipa także. Kiedy starszyzna położyła się spać o 1 nie wiedziałam co począć i wróciłam do kazamatów. Tam przyłączyłam się do miłych towarzyszy i wznosząc wielokrotne toasty poznałam kilku miłych ludzi. Gdy alkohol uderzył do głowy nie obeszło się bez tańców. Co prawda czasami muzyka nie była w XVII-wiecznym klimacie, ale bardzo na czasie. I takim oto sposobem tańczyliśmy do "Koko, koko Euro spoko" a także do "Wyginam śmiało ciało". Kiedy już postanowiłam kopsnąć się do namiotu na słomę nastawał już ranek.

***

I takim oto sposobem dobiegamy do niedzieli. Jak wiadomo rekonstruktorom, w niedzielę do południa zazwyczaj nic się nie robi, a potem następuje pakowanie i odjazd. Tym razem pozostało nam jedynie kibicowanie w mistrzostwach turnieju łuczniczego. Z racji że położyłam się spać o nienormalnej porze, wstałam akurat na składanie namiotów. Wracaliśmy do Krakowa przy akompaniamencie Queenu, który po jakimś czasie wyszedł mi bokiem, jednak cudowny utwór "Bohemian Rhapsody" pozostanie do końca pamiątką po tym wyjeździe. W domu byłam przed 22, a parogodzinna jazda pozostawiła niemałe zmęczenie, którego nadal nie jestem w stanie opanować.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz